Zamiast "muszę, powinnam, trzeba" zajęłam się tym co "chcę, potrzebuję, kocham" czyli szyciem i uszyłam poszewki na poduszki do salonu! Póki co są trzy ale będą jeszcze kolejne: różowa-pudrowa z falbankami, wałek i może jeszcze jakaś.
Ja wiem, że teraz modne są lniane, czy te z francuskimi napisami ale co ja poradzę na to, że ta moda mnie nie kręci... Może dopiero zacznie? Zauważyłam, że początkowo szłam ślepo za modą blogową. Teraz już nie. Pooglądam, popodziwiam i nic. Nie czuję potrzeby natychmiast "mieć". Nie czuję potrzeby w ogóle tego mieć. Mam swoje własne preferencje i chyba z tym mi lepiej.
Na poduszki wybrałam dwie tkaniny tildowe, tą w paski i w róże. One są bardziej miętowe, natomiast ta w kropeczki (nie-tildowa) jest bardziej turkus. Szyłam z niej już wiele rzeczy i wciąż nie mam dość.
Jedna poduszka jest w paski, na niej są kwiatki. Ma kształt prostokąta.
Druga jest trójkolorowa i dodatkowo ma z boku wiązane kokardy.
Trzecia jest prosta, kwadratowa, ciut mniejsza od poprzedniej. Tkanina, z której uszyłam, jest tak piękna, że żadnych dodatkowych ozdób nie potrzebuje.
Zawsze wydawało mi się, że nie lubię ani miętowego ani turkusowego koloru. Jednak od dłuższego czasu najczęściej wybieram tkaniny w tych kolorach, więc chyba jednak lubię? :-)
A na koniec... Najlepszą poduszką dla mojego Synka jest mama :-)
Pozdrawiam serdecznie
koronka